Dziergamy i czytamy - "Tetrus"

Jak zapewne zauważyliście, na moim blogu nie uświadczycie nic z serii "Wspólne dzierganie i czytanie" z jednego prostego powodu - pomimo miłości do książek prawie nie czytam, do czego się Wam już przyznawałam. Dzieje się tak, gdyż szkoda mi czasu (wstyd a wstyd!), ale ma to swoje zalety: starannie wybieram książki, które chcę poznać, a jeszcze staranniej te, którym poświęcę dodatkowe cenne minuty na napisanie recenzji. Jeśli śledzicie mojego fanpage i/lub instagrama, zapewne już wiecie, jaki tytuł pojawi się tym razem.




Żeby nie było nudno i monochromatycznie, pozwolę sobie okrasić wpis zdjęciami ze spacerów i wypraw z Ukochanym - może nie do końca pasują do treści, ale jakiś tam związek istnieje.



On nie jest upośledzony,
on tylko udaje dzwonnika z Notre-Dame
Kiedy usłyszałam o tej książce, spodziewałam się motywującej/demotywującej literatury faktu pokroju "Życie po skoku" Mariusza Rokickiego czy "12 oddechów na minutę" Janusza Świtaja. Owszem, całkiem nieźle mi się je czytało, ale mnie nie porwały. Tymczasem... Tematyka niby podobna, ale "Tetrus" - to zupełnie inna liga. Już po kilku pierwszych stronach okazało się, że trzymam w ręku całkiem sympatyczną powieść dla młodzieży.

"Krzywa wieża w Piźd...
ten, no, w Pizie"


Napis na okładce "Plus minus 16" może być mylący. Historia Michała, który po wypadku wylądował na wózku i znalazł się w ośrodku dla niepełnosprawnych Caritasu (to tylko brzmi tak łzawo) okazuje się na tyle uniwersalna, że poleciłabym ją wszystkim osobom od 12 wiosny wzwyż. Rzekłabym nawet, że to książka wielopokoleniowa, a więc przyniesie radość nastoletniej latorośli, jej rodzicom oraz dziadkom. W każdym razie ja już mam kolejkę na wypożyczony egzemplarz powieści i zanim powróci do biblioteki i powędruje do kolejnego zadowolonego czytelnika, obskoczy jeszcze 18-letnie potomstwo moich rodziców (płci męskiej), jego dziewczę, moją mamę i dwie ciotki. Ukochany zapytał tylko, czy są jakieś sceny erotyczne i po przeczącej odpowiedzi podziękował. Przez to "plus minus 16" rozszerza się w naszym przypadku w przedział 18-68. Całkiem sporo, prawda?

My na tę górę
musimy wjechać? *chlip*
Wiadomo, że każde z nas wyniesie coś dla siebie. Ja mogę mówić tylko o własnych wrażeniach, ale przekornie zacznę od tego, czego w książce nie znalazłam. Otóż nie doszukałam się natrętnego umoralniania, użalania nad niepełnosprawnymi, silenia się na przełamywanie stereotypów (podkreślam - silenia się"), przekazu jak to my sprawni powinniśmy doceniać wszystko, co mamy, zbędnej religijnej propagandy. Pojawił się natomiast fantastycznie zastosowany czarny humor (no chyba, że faktycznie mam osobowość psychopatyczną i tylko mnie to śmieszy), spora dawka dystansu oraz rozrywki. Ogólnie powieść nie należy do górnolotnej, ciężkiej literatury - i to bynajmniej nie słowa krytyki - jest za to prosta w odbiorze, wesoła, ma więc zadatki na literaturę popularną. Ot, takie czytadło do odstresowania się po dniu w szkole czy w pracy.

"Bierz te włosy, bo mnie
zasłaniasz" (zagadka morderczego
wzroku wyjaśniona)

Nie oznacza to jednak, że z książki Kazimierza Szymeczko nie dowiadujemy się żadnych prawd o świecie, po prostu nie są one przekazywane populistycznymi hasłami. Dzięki wydarzeniom opisywanym z perspektywy Michała, dostrzegamy w niepełnosprawnych osoby z krwi i kości, które bywają zarówno sympatyczne, otwarte, wesołe, jak i irytujące czy nastawione roszczeniowo. Bardzo podoba mi się także motyw religii - owszem, licznie wspomnianej i pozytywnie przedstawionej, ale bez prawienia kazań, czy narzucania się ateistom, agnostykom i innowiercom ze swoimi poglądami. Mnie, która swoją wiarę uważa za "racjonalnie katolicką" niesamowicie się takie podejście podoba. Jednak subiektywnie największą, a obiektywnie najmniejszą zaletę pozostawaiam na koniec - słówko "męczydupa". Obiecuję, że wejdzie na stałe do mojego słownika, gdyż uwielbiam poszerzać swój słownik, a to określenie jest wprost idealne - krótkie, dosadne, niepopularne i oddające więcej, niż tysiąc słów. Wytłumaczyłabym Wam, co oznacza, ale ideę męczydupy zrozumiecie tylko po lekturze książki.

Kusiło, żeby go tak
"przypadkiem" stamtąd zapomnieć
A czego było za dużo? Skomplikowanych opisów sytuacji na boisku w rugby na wózkach. Mam nadzieję, że Ukochany i autor mi wybaczą, ale nie widzę w tym nic ciekawego. Mogłyby ograniczać się do "Zawodnicy zagrali mecz", przynajmniej nie musiałabym lustrować kartki wzrokiem, czy przypadkiem między tymi całymi taktykami nie ukrył się ciekawy czy ważny fragment. No dobra, jestem wredna, w dodatku nie rozumiem ducha sportu, gdyż jedyna dyscyplina, jaką uprawiam, to akrobatyka w wannie, gdy próbuję ogolić wszystkie te miejsca, którymi nakazuje się zająć nasza współczesna mainstreamowa kultura. Aha, i raz biegłam w czymś na kształ maratonu - nie bez powodu był to jeden, jedyny raz. Myślę, że więcej czytelników męczyło się w tych miejscach podobnie jak ja, szczególnie jeśli było to ich pierwsze spotkanie z tą skomplikowaną i ponoć emocjonującą dyscypliną.

Podsumujmy:
-książka nadaje się nie tylko dla starszych nastolatków, lecz dla czytelników w różnym wieku,
-nie trzeba mieć do czynienia z niepełnosprawnymi, żeby się nią zaciekawić,
-stanowi świetną, niewygórowaną, ale dobrej jakości rozrywkę,
-nadaje się akurat na odstresowanie czy zajęcie pomiędzy przerabianiem kolejnych oczek i rzędów,
"Może mam jeszcze wejść
po tych schodach?"
-pomimo jej okazałych rozmiarów (ponad 400 stron) czyta się ją szybko - może to być sprawka prostych treści oraz dużej, wygodnej czcionki,
-zaletę stanowią również bohaterowie, bardzo starannie i realnie oddani, chociaż niektóre sytuacje zostały mocno przekoloryzowane,
-otwarte zakończenie pozostawia nadzieję na kolejne części tej historii.

A jeżeli to mało, pojawiają się tam motywy robótkowe (włóczki, wszędzie widzę włóczki, to chyba efekt mojej pasmanteryjnej abstynencji):


I co sądzicie o tej książce oraz o moich dość osobistych, niekoniecznie poważnych przemyśleniach na jej temat? Może ktoś już czytał lub zamierza to uczynić? A może polecicie mi jakieś inne lektury na pozostały miesiąc wakacji?

Komentarze

  1. Chyba sama pokusze sie o przeczytanie ;) a zdjęcia super ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super zdjęcia :) Książka nie w moim stylu ale fajnie czytało się Twoją recenzję :)
    Czyżbyś robiła chustę ?
    Do czytania mogę polecić T.Pratchetta.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, powstaje chusta. Dziękuję za rekomendacje!

      Usuń
  3. Bardzo ciekawa recenzja i świetne zdjęcia :) chyba skuszę się na kupno książki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie czytałam tego typu literatury, ale zapowiada się całkiem dobrze, no i lubię czarny humor :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarny humor jest jak nogi - albo je masz, albo nie.

      Usuń
  5. Książki dla młodzieży często własnie tym się charakteryzują - że niby dla młodych, ale stetryczałe staruchy - nawet te po dwudziestce!! - też znajdą w nich coś dla siebie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że mój dwudziestoośmiolatek już tu nie zajrzy ;)

      Usuń
  6. Cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga! kiedyś mama uczyła mnie dziergać, ale zupełnie o tym zapomniałam, a brakuje mi opcji wyżycia artystycznego, to doskonale uspokaja... idę kupić szydełko! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapowiada się ciekawie, choć to zupełnie nie moja literatura :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad i powiedz mi, co myślisz!

Popularne posty